Pani Aldona nie mogła pojąć, dlaczego od pewnego czasu czuje się zagubiona jak małe dziecko. Ranne otworzenie oczu już sprawia uczucie ciężaru trudnego do opisania. Nowy dzień rodzi w głowie wizję nieskończonego trudu i cierpienia, a przecież to tylko kolejny dzień powszedni. To jeszcze nic – najgorszy jest ten lęk, który towarzyszy jej nieustannie jak wierny kochanek. Dlaczego? Przecież nie ma żadnego powodu! Niczego, co by mogło być tego przyczyną, nie znajduje w swoim życiu, skądże więc takie „upośledzenie”? Nie może sama poruszać się poza domem, ale też przebywanie w nim samej nie tylko nie koi, lecz jeszcze bardziej napawa lękiem. Lęk przed kolejnym lękiem. Błędne koło.

Zgłosiła się na psychoterapię z polecenia lekarza. Uskarżała się na uporczywy niepokój, lęk, bliżej nieokreślone napięcie, które według niej nie było związane z żadnymi wyraźnymi sytuacjami. Objawy uniemożliwiały realizację dotychczasowego życia towarzyskiego. Czuła się „rozbita”, niezdolna do zajmowania się dziećmi, do wykonywania pracy zawodowej, niezdolna do robienia czegokolwiek.

W początkowych sesjach terapeutycznych pani Aldona usilnie koncentrowała się wokół spraw związanych z jej obawami. Niechętnie podejmowała inne tematy, szczególny zaś sprzeciw wyrażała wobec sugestii, aby zatrzymać się na analizie jej życia rodzinnego, a w szczególności małżeńskiego. Zdecydowanie wyrażała przekonanie, że jest zadowolona z małżeństwa i nie widzi żadnego związku pomiędzy swoimi objawami a jej małżeństwem. W trakcie kolejnych spotkań psychoterapeutycznych zaczęła jednak przypominać sobie wiele faktów, które powoli budziły w niej przekonanie, że małe poczucie wartości, jakie odczuwała w dzieciństwie, jest wciąż obecne. Na twarzy pojawił się smutek, przygnębienie, popłynęły łzy. W atmosferze poczucia bezpieczeństwa pacjentka rozpoczęła analizę swojej drogi życiowej, a przede wszystkim obecnej sytuacji małżeńskiej.

Przypomniała sobie, że bardzo zazdrościła ówczesnemu swojemu narzeczonemu tego, że jego rodzice we wszystkim dbali o niego jako o syna-jedynaka. Ona natomiast pochodziła z rodziny wielodzietnej i nie miała poczucia, aby rodzice specjalnie o nią zabiegali. Ciężko pracowali i byli skoncentrowani na działalności zarobkowej. Po wyjściu za mąż rodzice męża przyjęli ją do swojej rodziny jak córkę. Początkowo czuła się jak w raju. Teściowie kupili im mieszkanie, samochód, pomagali w wychowywaniu dzieci. Tym sytuacjom zaczęły jednak towarzyszyć mieszane uczucia. Z jednej strony wreszcie doznawała opieki ze strony rodziców – teściów, co dawało jej poczucie zadowolenia, a nawet szczęścia, z drugiej jednak strony, mając zabezpieczenie finansowe, czuła, że nie jest ono wypracowane ani przez męża, ani tym bardziej przez nią. Odczuwała wobec teściów ogromną wdzięczność, ale też coraz większe zobowiązanie. Z czasem te uczucia zaczęły jej coraz bardziej ciążyć. Poczucie mniejszej wartości nadal się utrzymywało, a wraz z upływającym czasem nawet się powiększało. Niczego nie mogła zawdzięczać sobie, tylko innym. W trakcie kolejnych spotkań przypominała też sobie, że często towarzyszyło jej uczucie zbuntowania, rozdrażnienia i niechęci tak do męża, jak i do teściów. Próby tłumaczenia sobie, że są one całkowicie bezpodstawne, nie odnosiły skutku. Uczucia te były na tyle znaczące – ale także i zagrażające dla codziennego funkcjonowania – że poza świadomością przeobraziły się one w objawy nerwicowe.

Pani Aldona uświadomiła sobie, że spełniły się wprawdzie jej pragnienia z okresu dzieciństwa – czuła się przede wszystkim „córką” teściów; jednakże nie miała w tym układzie nic do powiedzenia. Pomimo dobrobytu, brakowało jej męża, z którym chciała – zgodnie z przysięgą małżeńską – nie tylko założyć nową rodzinę, ale przede wszystkim wspólnie ją tworzyć. Nie miała pojęcia, że jedynie dołączyła do rodziny już funkcjonującej. Mąż pozostał nadal grzecznym synkiem, jedynakiem, który żył jak kawaler myślący jedynie o swoich przyjemnościach, a całą odpowiedzialność za losy swojej nowej rodziny scedował na własnych rodziców. Pani Aldona uświadomiła sobie, że jej objawy były maską jej złości na męża za jego brak w ich wspólnym życiu, ale także obawy przed rezygnacją z dotychczasowego, tak wygodnego życia i przed podjęciem nowych wyzwań tak dla siebie samej, jak i dla męża.