Bożena, studentka ostatniego roku studiów, była załamana swoim stanem fizycznym i psychicznym. Przez cały czas myślała tylko o jednym: o jedzeniu. Koszmar rozpoczął się kilka lat wcześniej, gdy przeniosła się z małej miejscowości do dużego miasta. Przez wiele tygodni, zanim nawiązała znajomości, czuła się bardzo zagubiona i samotna. W akademiku poznała starszego od siebie o dwa lata Piotra, który wprowadził ją w arkana życia studenckiego. Czuła się z nim bardzo szczęśliwa. Z nauką nie miała żadnych problemów. Po zaliczonym pierwszym semestrze szybko okazało się, że Piotr nie był wobec niej szczery. W tym samym bowiem czasie spotykał się z inną dziewczyną. Bożena załamała się. Nie pamięta dokładnie, jak to się stało, ale zaczęła nadmiernie spożywać słodycze. Czuła, że jej to pomaga i w pewnym sensie łagodzi przeżywaną rozpacz i napięcie. Przez kolejne miesiące uczyła się nadal dobrze, jednakże zaczęła objadać się już nie tylko słodyczami, ale wszystkim, co było pod ręką. Po kilku miesiącach takiego stylu życia bardzo przytyła. Był to dla niej kolejny cios. Rozpoczął się wieloletni koszmar. Nieodparta chęć jedzenia i jednocześnie usilna próba zachowania szczupłej sylwetki. Błędne koło.
Jedzenie, które z jednej strony łagodziło napięcie, jednocześnie wywoływało obawę przed przytyciem i wzbudzało poczucie winy. Ono z kolei rozładowywane było przez zażywanie środków przeczyszczających bądź prowokację wymiotów. Po chwili odprężenia odczuwała łaknienie ze zdwojoną siłą. Walka, głodzenie się przez kilka godzin i… napadowe pożeranie wszystkiego, co znajdowało się w pobliżu. Poczucie winy… itd.
Pani Bożena w czasie leczenia opowiedziała o swojej relacji z rodzicami, a szczególnie z matką. Nie była ona „ciepłą kobietą”. Sprawowała rządy w domu wedle swojego uznania, a jednocześnie była nadopiekuńcza, co objawiało się przede wszystkim w trosce o to, „aby dziecko dobrze zjadło i dobrze wyglądało”. Bożena mieszkając w domu rodzinnym, „była ciągle głodna w zakresie życia uczuciowego”.
Na studiach, w nowej sytuacji pani Bożena potrzebowała wsparcia psychicznego (nowe obowiązki, samotność, porzucenie przez chłopaka). Jedzenie, które w przeszłości było zasadniczą formą dawania uczuć przez matkę, stało się i w tej sytuacji jedynym dostępnym wsparciem. Ono stanowiło dla niej zastępcze dostarczanie sobie przyjemności i otuchy w sytuacji napięcia i niepokoju. Jednak atrakcyjność i poczucie własnej wartości, zgodnie z obowiązującymi kanonami, utożsamiała jedynie ze szczupłą sylwetką, a z nie wartościami życia wewnętrznego. Stąd też jedyna forma zaspokajania uczuć – jedzenie, stało się zarazem źródłem kolejnych obaw i stresów.
W trakcie leczenia pani Bożena uświadomiła sobie, że jedzenie nie zastąpi braku uczuć, jakie odczuwała kiedyś i odczuwa dziś. Jedynie drugi człowiek, któremu będzie bliska, wypełni tę wielką lukę uczuciową.