ZIP NFZ tel. 91 422 60 60, ZIP - tel. 518 480 456 kontakt@zip.org.pl

Myśli dotyczące zabójstwa własnych dzieci sprawiły, że życie pani Ewy stało się koszmarem nie do wytrzymania. W codziennych sytuacjach domowych widok przedmiotów codziennego użytku, które wprost bądź nie wprost kojarzyły się jej z możliwością pozbawienia życia swoich najbliższych, np. sztućce, sznurki, powodował u niej silny lęk i poczucie winy. Próbowała wraz z pomocą męża schować te wszystkie przedmioty, ale to sprawiło jedynie dodatkowe utrudnienie w codziennym życiu, podczas gdy zabójcze myśli dokuczały jej nadal. Kilkudniowy wyjazd do rodziny nie przyniósł oczekiwanych rezultatów. W kolejnych miesiącach poszerzył się wachlarz natrętnych myśli. Bała się wychodzić na balkon, przechodzić przez mosty, chodzić wśród ruchliwych ulic. W każdej z tych sytuacji pojawiały się myśli, aby wyskoczyć przez okno, rzucić się z mostu lub rzucić pod nadjeżdżający samochód. Przyjmowane leki uspokajające tylko okresowo sprawiały poprawę jej stanu psychicznego. Po krótkim „odpoczynku” objawy ponownie się nasilały.

Pani Ewa wychowywała się w rodzinie, w której dominującą osobą był jej ojciec. Był despotą, który nie znosił żadnych sprzeciwów. Nikt poza nim nie mógł głośno wyrażać swojego zdania, chyba że było ono takie samo jak jego. Dotyczyło to przede wszystkim bezwzględnego posłuszeństwa, utrzymywania stałego porządku w domu i „przynoszenia” ze szkoły najlepszych ocen. Swoje niezadowolenie wobec niej wyrażał często w postaci agresji. W trakcie opowiadania tej historii wystąpiły u pani Ewy objawy lęku, duszności i drżenia całego ciała. Dodała, że w tym koszmarze bywały także chwile zupełnie odmienne. Miały one miejsce zasadniczo wtedy, gdy ojciec przychodził do domu pod wpływem alkoholu. Z demona zamieniał się w czułego i troskliwego tatusia. Był nią wtedy zainteresowany, wymyślał różne zabawy. Na krótko dom stawał się wesoły i ciepły, chociaż od ojca czuć było alkohol.

Kolejne sesje terapeutyczne pomogły pani Ewie uświadomić sobie jej wewnętrzny konflikt, który objawiał się agresywnymi i morderczymi myślami dotyczącymi własnych dzieci i samej siebie. Pomału odkrywała, jaką jest z natury osobą. Uświadomiła sobie, że jest nie tylko kobietą łagodną, spokojną, pełną wdzięku i optymizmu, ale także dominującą, stanowczą i niezależną. Odkrycie to początkowo wzbudziło u niej lęk, gdyż bardzo przypominało jej postawę ojca, której nie była w stanie w żaden sposób zaakceptować. Dlatego też przez wszystkie lata starała się zniszczyć w sobie te cechy, które jednoznacznie utożsamiała z agresją. Nie chciała być taka sama jak on. Tłumiąc w sobie te cechy zepchnęła je do podświadomości, co nie znaczy, że udało się jej je zlikwidować. Zaczęły się one objawiać w postaci agresywnych myśli wobec własnych dzieci. Znała ze swojego dzieciństwa, że ojciec swoją agresję odreagowywał właśnie na niej jako na dziecku. Dlatego też jej obsesyjne myśli podążyły również w kierunku własnych dzieci. Jednakże nie chcąc ich skrzywdzić, nagromadzone i ciągle nie rozładowane uczucie agresji nieświadomie kierowała ku sobie samej.

Rozwiązanie konfliktu polegało na świadomym już oddzieleniu jej cech osobowości odkrytych w trakcie terapii od cech osobowości ojca. Nie było potrzeby ich tłumić, gdyż wcale nie musiały one nieść ze sobą agresji. Wręcz przeciwnie, taki wachlarz jej cech – zarówno tych, które do tej pory znała, jak i tych uświadomionych w czasie terapii – dał jej poczucie pełni, co umożliwiło stworzenie bezpiecznego i spokojnego domu rodzinnego.