Karol uważany był przez innych za osobę bardzo nerwową, chociaż sam przez dłuższy czas nie traktował siebie jako człowieka chorego. Wypowiedzenie z pracy i kolejne nieudane próby znalezienia nowej sprawiły, że zgłosił się na konsultację w celu zrozumienia swoich niepowodzeń. W trakcie rozmowy okazało się, że jego życie w ostatnich latach przypominało czynny wulkan. Każdy drobiazg, jakiś stuk albo ostrzejszy dźwięk sprawiały, że zrywał się na równe nogi. O wszystko i do wszystkich miał pretensje. Powodem do wyrażenia złości i niezadowolenia mogła być przysłowiowa przesolona zupa. Gdy w domu ktoś głośniej nastawił radio, położył coś na innym miejscu lub powiedział w nieodpowiednim momencie, Karol natychmiast doznawał wewnętrznego „spięcia” i często w niekontrolowany sposób wybuchał. Chwilowa ulga, odprężenie, a po chwili – poczucie winy i po raz kolejny przeprosiny za swoje zachowanie. Stan psychiczny Karola przypominał psa gryzącego swój ogon. Im bardziej wybuchał, tym bardziej czuł się poirytowany. Błędne koło. Narastająca frustracja i nagromadzone napięcie oczekiwały kolejnego rozładowania, a każdy powód do tego był „dobry”. Lata funkcjonowania w tym obłędzie sprawiły, że był już sobą wyczerpany. Nie wiedział, co się z nim dzieje, a tłumaczenia, że jest człowiekiem nerwowym, jak każdy, ani nie przynosiły mu ulgi, ani nie sprawiały zmiany dotychczasowego funkcjonowania.

Karol pochodził z biednej rodziny. Marzeniem jego ojca było, aby syn zdobył takie wykształcenie, które zapewni mu i przyszłej jego rodzinie dobrobyt materialny – którego on sam nie doświadczył. Karol zrealizował w pełni cel, jaki postawił mu ojciec. Jako ekonomista szybko zdobył dobrą pracę i wydawało się, że pragnienia ojca całkowicie się spełniły. Karol założył rodzinę, a dzięki wysokim zarobkom szybko dorobił się mieszkania, samochodu i innych dóbr materialnych.

W procesie psychoterapeutycznym, po kilku spotkaniach Karol uświadomił sobie, że zawód, jaki wykonywał, nigdy nie dawał mu satysfakcji. Pieniądze, które zarabiał jako główny księgowy, pozwalały mu na to, że mógł sobie sprawić różne dobra materialne, ale zadowolenie, jakie z tego odczuwał, trwało jedynie krótką chwilę. Miał poczucie, że nie jest na swoim miejscu. Przypomniał sobie, że już na początku swojej kariery zawodowej, a później przez kolejne lata, wielokrotnie zmuszał się do podejmowania kolejnych zadań. Czuł się jak dobrze opłacany niewolnik. W rzeczywistości spełnił marzenia swojego ojca, a nie swoje. Będąc młodym chłopakiem nie miał odwagi sprzeciwić się sugestii ojca, gdyż bał się odrzucenia. Bardzo mu zależało na jego przychylności. Karol zawsze marzył o prowadzeniu małego baru, do którego przychodziliby znajomi ludzie i chętnie u niego przesiadywali. Narastająca przez lata frustracja objawiała się w postaci rozdrażnienia i złości w każdej nadarzającej się sytuacji. Nawet rodzina wyśmiewała go, że chce być „barmanem”. Karol miał pretensje do wszystkich i wszystkiego, ale nie był świadomy tego, że miał je przede wszystkim do samego siebie. Realizowany zawód nie wypływał z jego decyzji, lecz z sugestii ojca. Po uświadomieniu sobie przeżywanego konfliktu, Karol stanął przed wyborem: czy nadal traktować dobra materialne i prestiż zawodowy jako najważniejszy cel swojego życia kosztem braku jakiejkolwiek satysfakcji z pracy, czy też zrealizować inną drogę zawodową – z jednej strony obarczoną wprawdzie dużym ryzykiem, ale z drugiej strony otwierającą możliwość zrealizowania swojego bezcennego marzenia.