Pewnego razu zgłosiła się do gabinetu psychoterapeutycznego zrozpaczona pani Maria. Nie była w stanie powstrzymać płaczu. Była bliska załamania nerwowego. Poprosiła o radę, co ma robić w następującej sytuacji:

Od dwudziestu lat jest w udanym, według niej, związku małżeńskim. Po dwóch latach po zawarciu małżeństwa urodził się im syn. Wydawało się jej, że jest najszczęśliwszą kobietą na świecie. W tym czasie mąż intensywnie pracował, często wyjeżdżając za granicę, i nie miał czasu na czynne uczestniczenie w pracach domowych ani w wychowywaniu syna. Pani Maria ze zrozumieniem i bez zastrzeżeń godziła się na taką sytuację. Sama opiekowała się dzieckiem, które stało się dla niej „całym światem”. Mąż w pełni zabezpieczał byt rodzinie, co umożliwiało jej rezygnację z pracy zawodowej i skierowanie całej uwagi na prowadzenie domu. Pojawiały się nieraz myśli dotyczące braku męża, ale wieczorne rozmowy z synem wypełniały jej ten brak. Uważała, że ona i mąż w pełni adekwatnie wypełniają swoje rodzicielskie zadania.

Mijały kolejne lata. Zaczęły pojawiać się objawy rozdrażnienia, bóle i zawroty głowy. Była przekonana, że są one przejawem zmęczenia. Angażowała się w sprawy codzienne, w których centralne miejsce zajmował syn. Był bardzo zdolnym chłopcem, nie sprawiającym najmniejszych kłopotów wychowawczych. Jego postawa była dla niej osłodą i zarazem lekarstwem w chwilach zmęczenia i coraz bardziej nasilających się bólach głowy. Z powodu licznych obowiązków domowych nie miała specjalnie czasu dla siebie. Mąż nadal był zasadniczo nieobecny w domu z uwagi na ciągle rosnące potrzeby finansowe. Pod koniec szkoły średniej syn poznał dziewczynę, dla której „stracił głowę”. Stała się dla niego wszystkim. Często przebywał poza domem. Pani Maria rozumiała powód jego nieobecności i bardzo się cieszyła, że syn jest szczęśliwy. Od tego jednak czasu dolegliwości związane z bólem głowy na tyle się nasiliły, że stała się agresywna – szczególnie wobec syna, co z kolei sprawiało, że zaczął on uciekać z domu. Była to dla niej największa tragedia życiowa, która odebrała jej chęć dalszego życia. Był to właśnie powód, dla którego pani Maria zgłosiła się do gabinetu.

W trakcie analizy uwyraźnił się wewnętrzny konflikt, jaki pani Maria przeżywała przez lata. W życiu dorosłym oczekiwała bliskości i poczucia bezpieczeństwa z drugą, bliską jej osobą (mężem). Jej potrzeba była namiastkowo realizowana przez niego w postaci dóbr materialnych. Nieświadomie potrzebę bliskości „przelała” na syna, który był dla niej nie tylko dzieckiem, ale nieświadomie „partnerem” (powiernikiem) wypełniającym jej poczucie samotności, które wiązało się z nieobecnością męża. Bóle głowy wypływały nie tyle ze zmęczenia, ile raczej były informacją o nieświadomie przeżywanej samotności. Dobra materialne i pełna koncentracja na synu (brak własnych zainteresowań, pracy, przyjaciół) zagłuszały brak bliskości. Przeżywana samotność dała o sobie znać w sposób wyrazisty w chwili, gdy syn (przez związek z dziewczyną) zaczął – podobnie jak mąż – przestawać być obecny w domu. Samotne wieczory obudziły tłumioną pustkę, co objawiało się nasilonymi bólami głowy i rozdrażnieniem nie dającym się wytrzymać przez domowników.

Uświadomienie sobie przez panią Marię przeżywanej przez nią samotności w małżeństwie urealniło brak więzi z mężem, ale jednocześnie umożliwiło zwolnienie syna z roli jej „partnera”.