Przygnębienie, smutek, zniechęcenie do życia pojawiło się u 45-letniego Krzysztofa praktycznie bez żadnego powodu (przynajmniej pozornie). Stracił chęć do pracy. Trapiły go nieustannie myśli o swojej beznadziejności. Widział wszystko w czarnych kolorach. Zaczął się bać o swoją przyszłość oraz o przyszłość swoich najbliższych. Życie straciło dla niego swój dotychczasowy sens. Nic go już nie cieszyło. Nigdy wcześniej nie przeszła mu nawet myśl o tym, że można skończyć ze sobą. Teraz nic innego nie zaprząta mu tak głowy, jak odebranie sobie życia. Nie czuje, aby był cokolwiek wart. Wobec swojego stanu czuje się całkowicie bezradny. Z żoną nie rozmawia o swoich kłopotach, ponieważ przewiduje, że nie zostanie przez nią zrozumiany.

Pan Krzysztof w dzieciństwie pozbawiony był atmosfery życia rodzinnego. Wychowywał się w rodzinie, w której często dochodziło do sprzeczek i awantur. Kiedy był jeszcze młody, marzeniem jego było stworzenie w życiu dorosłym domu, który będzie całkiem inny od tego, jaki pamiętał.

Mając 22 lata ożenił się z kobietą, która wydawała mu się idealną do realizacji wymarzonego celu. Od samego początku małżeństwa bardzo dużo pracował. Uważał, że skoro jest mężczyzną, zapewnienie bytu dla własnej rodziny należy do jego podstawowych obowiązków. Stał się ojcem dwojga dzieci. W niedługim czasie dorobił się mieszkania, samochodu. Nigdy w jego domu nie brakowało pieniędzy. Pomimo intensywnej pracy nie odczuwał nigdy zniechęcenia i w ocenie innych uważany był za człowieka przedsiębiorczego, aktywnego, dążącego skutecznie do celu. Ostatnio zakończył budowę swojego wymarzonego domu. Osiągnął więc wszystko – w myśl powiedzenia, że „prawdziwy mężczyzna to ten, który ma dom, syna i zasadził drzewo”. Teraz nie rozumie więc, co się z nim stało. Dlaczego przestał istnieć? Przecież ma chyba wszystko, czego pragnął?

W trakcie psychoterapii okazało się, że budowa wymarzonego domu stała się dla niego jednocześnie bilansem drogi życiowej, która ułożyła mu się pozornie dobrze.

Rozgrywały się w nim dwie sprzeczne tendencje. Jedna z nich zrodziła się jeszcze w dzieciństwie, w którym doświadczał przykrej atmosfery rodzinnej. Już wtedy pojawiło się u niego pragnienie stworzenia sobie samemu domu rodzinnego (omnipotencja dziecięca, czyli samowystarczalność i samodecydowanie, bez udziału rodziców). Druga tendencja pojawiła się w dorosłości po założeniu rodziny. Uważał, że zapewnienie dobrego bytu rodzinie da mu to, o czym kiedyś marzył. Pragnął jednak sam zadecydować o tym, jak miałoby wyglądać życie i co w nim jest najważniejsze (wydawało mu się to słuszne). W tym pędzie stwarzania domu rodzinnego istniała żona i dzieci, jednakże w jego podświadomości nadal istniał tylko on sam (tak jak w dzieciństwie). Dlatego też jedyna możliwość, jaka mu pozostała, aby zrealizować dziecięce marzenie, to nie brać pod uwagę pragnień innych osób. Gdzieś po drodze to, co kiedyś było dla niego najważniejsze (więź z bliską osobą, poczucie bezpieczeństwa), zostało zamienione na dobra materialne, które mógł organizować sam.

Pan Krzysztof zgłosił się z depresją. W życiu dorosłym rządziły nim nieświadome, dziecięce motywy, których stał się niewolnikiem. Brak współpracy z żoną wypływał z dziecięcego lęku przed zależnością. Tym samym tak naprawdę nie dopuścił jej do swojego życia. Przez całe życie szedł więc sam. Ten ciężar „budowania” stał się już nie do wytrzymania. Opadł z sił. W kolejnych sesjach pan Krzysztof uświadomił sobie pustkę i samotność, jaka go otaczała. Sensem jego życia stała się realizacja dziecięcych pragnień, a nie realizowanie tego, co wypływa z roli mężczyzny, męża i ojca. Uświadomiona została skrywana agresja do samego siebie za straconą możliwość budowania więzi z bliską mu osobą, o co przecież tak naprawdę mu chodziło.

Budowanie atmosfery rodzinnej w życiu dorosłym wymaga uczestnictwa obojga małżonków. Nie jest możliwe zbudowanie szczęścia rodzinnego w pojedynkę.