Pewnego dnia przełożony Michała zakomunikował mu, że w związku z restrukturyzacją zakładu pracy jego dotychczasowe stanowisko ulega likwidacji. Był to dla niego prawdziwy cios, którego w ogóle się nie spodziewał. Słyszał, co prawda,
o takich planach, ale nigdy nie odnosił ich do siebie. W jednej sekundzie cały świat zawirował mu przed oczyma, oblał
go zimny pot, nogi stały się jak z waty i odmówiły mu posłuszeństwa. Poczuł silny, piekący i rozrywający ból w klatce piersiowej. To już koniec! Kolega natychmiast wezwał pogotowie ratunkowe. Diagnoza: zawał serca.

Po kilku godzinach, kiedy stan Michała się ustabilizował, w jego głowie pojawił się silny lęk o własne życie. Dowiedział się już, co się wydarzyło. Wiedza ta paraliżowała go dodatkowo. Nie mógł zrozumieć, co się właściwie stało. Dlaczego właśnie on? Nigdy przedtem nie chorował, nie uskarżał się na dolegliwości układu sercowo-naczyniowego. Był we własnej ocenie silnym i dążącym skutecznie do celu mężczyzną. Po licznych badaniach lekarzom trudno było zrozumieć, z jakiej przyczyny Michał doznał zawału, ponieważ jego stan somatyczny nie budził ogólnych zastrzeżeń. Oprócz leczenia farmakologicznego zaproponowali Michałowi leczenie psychoterapeutyczne.

W trakcie spotkania konsultacyjnego można było zauważyć u pana Michała podwyższoną reaktywność, skłonność do „zalewania” licznymi informacjami, brak dystansu emocjonalnego w relacjonowaniu przebiegu swojego życia. Sprawiał wrażenie, jakby ciągle gdzieś się spieszył.

Przez pierwsze dwadzieścia lat wychowywał się na wsi. Pewne było – dla niego i jego rodziny – że po odbyciu służby wojskowej przejmie gospodarstwo rolne. Plany te uległy radykalnej zmianie, kiedy zakochał się bez opamiętania
w dziewczynie z miasta. Po kilku miesiącach pobrali się. Ona nie wyobrażała sobie życia na wsi. Życie w mieście,
w szczególności dla dzieci, przysparza więcej możliwości. Michał dał się przekonać. W początkowych latach próbował czasami powracać do zmiany nastawienia żony, ale bezskutecznie. Minęło piętnaście lat. Własne, komfortowo urządzone mieszkanie, stała praca jego i jego żony, zajęcia pozalekcyjne dzieci – to wszystko dawało pełne przekonanie, że pogodził się w pełni z życiem w mieście. Mijały kolejne lata. Michał regularnie odwiedzał swoją „ojcowiznę”, mając zawsze na uwadze pomoc swoim rodzicom. Jak tylko mógł, pomagał im – nie tylko finansowo, ale także w wielu pracach polowych
i przy gospodarstwie. Uważał, że niesienie pomocy swojej rodzinie (a w szczególności chorej matce) to jego obowiązek.

W trakcie kolejnych spotkań psychoterapeutycznych Michał coraz wyraźniej uświadamiał sobie przeżywany konflikt, który dotyczył pragnienia życia i uczestniczenia w swojej rodzinie (generacyjnej) na wsi, a zarazem życia i dbania o swoją obecną rodzinę (prokreacyjną) i zamieszkiwania w mieście.

W głębi serca Michał nigdy nie opuścił rodzinnej wsi i nieświadomie przez cały czas traktował gospodarstwo jako swoje miejsce. Nie mógł przeboleć, że jego rodzina, która pozostała na wsi, zaniedbuje „jego gospodarstwo”. W głębi serca i nie tylko, było mu wielokrotnie bardzo przykro i często się denerwował, że sposób prowadzenia przez nich gospodarstwa był zupełnie inny, niż on by sobie wyobrażał i tego życzył. Wszystko na wsi powoli się zawalało i zawalało się powoli jego serce. Psychiczny „zawał serca” doprowadził go do zawału fizycznego. Przez cały czas wewnętrznie czuł się bardziej odpowiedzialny za gospodarstwo niż za obecną, własną rodzinę. Nie mógł jednak rościć pretensji do tego stanu rzeczy,
bo przecież „wybrał życie w mieście” – pozornie!

Utrata stałego miejsca pracy spowodowała kolejne zawalenie się jego pozornej przynależności do życia w mieście
i prawdziwy zawał mięśnia sercowego. Po uświadomieniu sobie braku jednoznacznej przynależności Michał stanął po raz kolejny przed wyborem, tym razem świadomym: czy prowadzić w pełni życie w mieście, czy też na wsi?